O dojrzewaniu do porodu domowego oraz do decyzji o obecności fotografa przy porodzie porozmawiałam z Kaliną Krukowską, mamą, której reportaż porodowy możecie obejrzeć na moim blogu.

 

Agnieszka Mocarska Fotopisanie: Cześć, Kalina, jesteś mamą trójki maluchów, towarzyszyłam Ci przy trzecim porodzie. Zawsze rodziłaś w domu czy do pomysłu lotosowego porodu domowego dochodziliście pomalutku?

Kalina Krukowska: Pierwszy poród był w szpitalu, miałam małowodzie i konieczna była indukcja. Załamało mnie jednak zapraszanie dziecka na siłę na ten świat. Wiem, że córka była totalnie niegotowa, każde z moich kolejnych dzieci rodziło się „po terminie” (drugi 11 dni, a trzeci 5 dni). Jednak i tak rodziłabym wtedy w szpitalu. Czytałam już o naturalnych porodach, ale psychicznie nie byłam gotowa, by odważyć się rodzić pierwsze dziecko w domu. Chciałam zobaczyć najpierw, z czym to się je.

W drugiej ciąży już zdecydowanie chciałam rodzić w domu i mimo obaw postanowiłam się z nimi zmierzyć.

Przeczytałam najważniejsze pozycje książkowe o porodach w domu i one rozwiały wszelkie wątpliwości. Zrozumiałam, że nie ma się czego bać, potem przekonałam Rafała i poszło. Trzeci poród był lotosowy i wiedziałam, że już nie może być inaczej niż u siebie!

AMF: Mam takie doświadczenie, że kobiety bardzo chcą mieć zdjęcia z porodu, mniej chętni są ich partnerzy? Jak u Was przebiegał proces decyzyjny?

KK: Myślę, że jest dokładnie tak, jak mówisz. Zastanawiałam się już nad reportażem z porodu w drugiej ciąży, sama jakoś nie mogłam się za to zabrać… Pomysł się tlił, ale nie było konkretnej decyzji. Jak się miał urodzić Teo, koniecznie chciałam to uwiecznić. Żałowałam, że nie mam zdjęć z poprzednich porodów, żadnych pamiątek. Wiedziałam, że to moja ostatnia szansa, więc nawet gdyby Rafał się nie chciał zgodzić, postawiłabym na swoim 😉 Na szczęście nie musiałam, mąż łagodnie do tego podszedł do pomysłu fotografa przy porodzie, w sumie nawet dosyć późno się dowiedział, że będzie sesja porodowa. Chyba nie żałuje.

AMF: Oglądałaś wcześniej sesje porodowe? 

KK: Tak, oglądałam, bardzo mi się podobają zdjęcia z porodów – to niesamowite przeżycia zapisane na zawsze, piękna sprawa…

AMF: Czy obecność fotografki podczas porodu była dla Ciebie trudna? Nie udało nam się poznać wcześniej, przyjechałam od razu na poranne skurcze…

KK: Nie. W ogóle nie czułam skrępowania, w pewnym momencie w ogóle nie wiedziałam, że jesteś w pobliżu.

Szczerze mówiąc, podczas konkretnych skurczów miałabym gdzieś, gdyby nawet sam papież stał przy mnie 😉 

Jestem raczej otwartą osobą i to, że się nie poznałyśmy wcześniej, w ogóle mi nie przeszkadzało, miałam to uzgodnione z wszechświatem. Wszystko było tak, jak miało być.

AMF: Co czułaś, oglądając gotowe zdjęcia? Jak się mają do tego, co zapamiętałaś z porodu? 

KK: Czułam ogromne wzruszenie, wszystkie wspomnienia wróciły jak żywe. Ten zapis jest niezwykły… Pamiętałam bardzo dużo, ale nie widziałam osób towarzyszących, nie miałam poczucia, że ktoś w ogóle koło mnie jest. Tak naprawdę podczas porodu byłam bardzo skoncentrowana, bardzo sama w sobie.

Dopiero na zdjęciach zobaczyłam to, jak bardzo wspierał mnie mąż.

AMF: Czy warto mieć fotografa przy porodzie? 

KK:

Warto, warto i jeszcze raz warto.

Wszyscy płaczą, oglądając te zdjęcia, są przepiękne i naprawdę tego się nie da odtworzyć w głowie z pamięci. Widać, że profesjonalnie potrafisz wyłapać takie momenty, które ściskają serce i wyciskają łzy. Gdybym wiedziała, że to jest tak piękne, przy drugim porodzie również bym się ogarnęła z tymi zdjęciami 😉